…po zakonczeniu poprzedniego postu uskuteczniony zostal alkoholizm. ja niestety poleglem w trakcie, ale niezniszczony grabaz meczyl radzieja i zawade az do 4. rano szybkie sniadanko i wybralismy sie obejrzec palac wiatrow na ktory nie starczylo nam czasu w dniu poprzednim a bilecik byl oplacony;) na tej wycieczce zawada stal sie perfidnym zlosnikiem. najpierw przetrzymal grabaża szukajacego swojego biletu w plecaku na ulicy(oczywiscie sam go trzymal w kieszonce i stwierdzil ze mu powie dopiero po dojaraniu szluga) ja natomiast bylem kolejna ofiara tego podlego czlowieka ktory na klatce schodowej w palacu schowal sie w malej pieczarze i wyskoczyl na mnie z rykiem bestii. ci co mnie znaja moga sobie wyobrazic reakcje na owy atak… po tym szybki powrot do hotelu po plecaki i sru na dworzec. tym razem czekal na nas lokalny bydlowoz bez klimki co mnie przerazalo. po wejsciu do pociagu szybkie wywalenie sztruksow z naszych miejsc i zasiedlismy w tym wspanialym wagonie z masa patrzacych sie na nas perfidnie hindusow stojacych nad naszymi glowami. pociag mial otwarte okna i mase wiatrakow na suficie. temp tragiczna nie byla. najgorszy byl brak miejsca i twarde siedzisko na dupe. cala podroz trwala 7h. w trakcie podrozy czas nam umilal show cyrkowy malych bachorow, ktorym na bebenku podgrywala mamusia. w programie bylo obracanie kulka na sznurku przyczepiona do czapki, przeciskanie sie przez metalowe kolko, fikolek do przodu w srodku pociagu a nawet przejscie przez ww. kolko przez chlopca nad dziewczynka. pod sam koniec podrozy odwiedzil nas rowniez ubrany w rozowa suknie ordynarny shemale glaszczacy kazdego pechowca siedzacego przy przejsciu i zebrzacy o wariaty. przez nasze sokole oczy zostal zauwazony odpowiednio wczesnie i kazdy nagle “zapadl w sen”;) po dojezdzie przeszlismy sie ogarnac hotelik i wybralismy sie na szamke. trafilismy do lokalnego fasfood baru wybranego z przewodnika. glodni jak wilki zamowilismy sobie pizze, veggieburgery, makaron. skonczylo sie na tym ze polowa zostala bo nie byla potrzebna a na dodatek oblesna. warto nadmienic ze kolejny raz grupka bialasow wchodzacych do baru wzbudzila duze poruszenie wsrod obslugi liczacej z 12os. po “pysznym” jedzonku powrot do domU, prysznic i kimka przy meczu w badmintona. tego wieczoru zostal oszukany system, gdyz na moje pytanie o haslo do wifi otrzymalem odp ze internet nie dziala. cos nie moglem w to uwierzyc i po 3 probach wpisywania hasel odgadlem najprostsze mozliwe:) zwykłe 12345678 umozliwilo nam dostep do swiata:) z rana wybralismy sie spacerkiem na dworzec autobusowy, ktory rzekomo mial byc oddalony o 400m. w rzeczywistosci bylo to kolo 2500m ale doszlismy;) tu czekal nas pierwszy na tym wyjezdzie trip publicZnym srodkiem transportu do oddalonej o 35km swiatyni szczurow. grabaz zostal ofiara pewnej dziury w drodze ktora niczym katapulta wystrzelila go w gore… biedak akurat stal na podlodze i zaliczyl kolejnego guza:( przed swiatynia szczurow musielismy odstawic “poldoniade” gdyz nie chcielismy zostawic naszych japonek na ulicy i zaczelismy je pakowac do plecakow. nie zostalo to dobrze odebrane i zostalismy zmuszeni do skorzystania z usug przechowalni oczywiscie nie za darmo. w swiatyni szczurow rzeczywiscie byla ich pelna masa. szczury lezace, szczury umierajace, szczury, wiszace, szczury, pijace, jedzace, biegajace. kazdego rodzaju szczury. kilka osobnikow szczegolnie przykulo nasza uwage. jeden urzekl wiszac sobie na kracie do gory nogami i przy tym smacznie spiac. w swiatyni oczywiscie… byl syf:) byl to kolejny budynek tego rodzaju gdzie szczury zostaly zaciagniete przez podkladanie misek z mlekiem, woda, ziarenek, cukierkow i czego tylko zechca. maja swoje oddzielone kratami konary drzew gdzie bron boze zaden czlowiek wejsc nie moze. najszczesliwsze szczury na swiecie!:) po szybkim obejsciu zabralismy sie do bikaneru. adam z zawada chcieli sie przejechac sie w lokalnym stylu na dachu jednak kierowca nie wyrazil na to zgody. dzisiejszego dnia zostal nam do obskoczenia kolejny fort:) zawada tym razem odpadl (dobra decyzja tego zlosliwego czlowieczka). nasza 4 zostala skazana na PIERWSZE ZWIEDZANIE Z PRZEWODNIKIEM. byl on darmowy i obowiazkowy. przeprowadzal nas z ekipa hindusow (a wlasciwie kobiet… tylko niestety straaaaasznie starych i grubych. one wszystkie tutaj takie sa:/) przez dom maharadzy. wycieczka sie po 25 min znudzila a swoja droga coraz mniej czasu zostalo nam do naszego kolejnego pociagu. urwalismy sie wiec od ekipy zwiedzajacej. po powrocie pakowanko i jazda na dworzec. pierwszy raz opoznil sie pociag. czekalismy na niego okolo 1,5h. dzisiejsze linie okazaly sie najlepsze. nie dosc ze mamy sleepera ktory jest pusty to na dodatek… mamy europejski kibel z mydlem i ciepla woda w umywalce! siedzimy sobie popijac piwka (kingfisher i foster’s -oba strongi 8%). w nocy ladujemy w jaisalmerze gdzie wybierzemy sie na nocne safari na wielbladach i… po raz kolejny obejrzymy fort.

20120802-183659.jpg

20120802-183711.jpg

20120802-183716.jpg

20120802-183729.jpg

20120802-183723.jpg

20120802-183735.jpg

20120802-183748.jpg

20120802-183742.jpg

20120802-183758.jpg

20120802-183753.jpg

20120802-183808.jpg

20120802-183803.jpg

20120802-183814.jpg

20120802-183819.jpg

20120802-183824.jpg

20120802-183835.jpg

20120802-183847.jpg

20120802-183850.jpg

20120802-183855.jpg

20120802-183904.jpg

20120802-183859.jpg

20120802-183829.jpg

20120802-183705.jpg

20120802-183908.jpg

20120802-183840.jpg

3 comments

  1. radziejowa ma · · Reply

    A białego widzieliście, to podobno przynosi szczęście?

    1. radziej · · Reply

      nie bylo bialych… a polowa ledwo zyla 🙂

  2. natalia · · Reply

    To nie szczur,to nietoperz:)

Leave a comment